Quantcast
Channel: Łojotokowa Głowa
Viewing all 48 articles
Browse latest View live

Kosmetyczne Skarby: Szampony lecznicze i łagodne

$
0
0
W dzisiejszym odcinku Kosmetycznych Skarbów na czytelników czeka moje subiektywne zestawienie najlepszych szamponów - leczniczych i tych łagodniejszych. Od razu zaznaczę, że jestem miłośniczką szamponów śmierdzących, głównie siarkowych i dziegciowych, ale te ładnie pachnące też się tutaj znajdą ;)

Skarby #1: szampony delikatne
Tych mogę przedstawić mniej, głównie dlatego, że mam niezwykłe szczęście i jeśli znajdę jakiś fajny łagodny szampon, producent stwierdza, że pora na zmianę składu. Jak dotąd taka zmiana nie okazała się być dla mnie korzystną i paru ulubieńców tak straciłam. 
[Szampon NS - KLIK - i WardiShan - KLIK -]

Szampon dla dzieci HiPP
Hm... Właśnie się zorientowałam, że i HiPP przeszedł zmianę składu - wizaż. I to chyba nawet jakoś niedawno. Zmiana nie jest - według mnie - drastyczna i chyba przy najbliższej okazji się z nim ponownie zapoznam :)
HiPP, którego znam, nie plącze włosów, przyjemnie pachnie i delikatnie oczyszcza skórę. Nie powoduje podrażnień, swędzenia ani problemów z włosami. Wolę jego zapach niż zapach szamponu Babydream. O.

Szampon Olsson

Szampon o delikatnym działaniu mimo SLeSów w składzie. Bezzapachowy. Dość drogi (ok. 50zł za 325ml), ale niesamowicie wydajny mimo lejącej konsystencji. Szampon pełen sprzeczności. Gdybym miała kupę kasy, kupiłabym ten szampon i miała z głowy problem szukania szamponu łagodnego przynajmniej na rok ;)

Skarby #2: Szampony lecznicze
Ostrzegałam - jestem miłośniczką siarki i dziegciu, ale nie tylko. Znajdzie się tu kilka śmierdziuszków, ale będą też dwa wyjątki o pięknym leśnym zapachu i zapachu męskich perfum. Kto już wie, o które szampony mi chodzi?

Siarkowy szampon Zdrój
Jeden z pierwszych skutecznych szamponów, z którymi zetknęłam się już jako świadoma posiadaczka ŁZS. Pachnie siarką, czasami trochę szczypie, a konieczność rozcieńczania może być dla niektórych uciążliwa. Jednak najważniejsze jest działanie, a w tym aspekcie jest niezrównany. Usuwa łuskę, brzydki zapach skóry głowy i hamuje przetłuszczanie. Czego chcieć więcej? :)
KLIK 

Szampon Biotar
Szampon o konsystencji błota. Wypróbowałam kilka szamponów dziegciowych, ale ten mnie urzekł. Nie ma tak duszącego zapachu jak GreenPharmacy, ma elegancką, nierozlewającą i niepękającą buteleczkę, nie tak jak Paraderm, ale do ideału, Polytaru, czegoś mu brakuje. Jednak Polytaru już dawno nie ma, a ten szampon jest całkiem przyjemną alternatywą. Jak na szampon leczniczy ma dość krótki skład, w którym jednak czai się nieprzyjemny konserwant, który może podrażniać. Poza tym - bajka: połączenie dziegciu i siarki. Warto wypróbować :)
KLIK

NaturVital, szampon przeciwko wypadaniu włosów

Tak, tak, to właśnie szampon o zapachu męskich perfum. W dodatku ma przyjemny skład, dużo witamin i ekstraktów plus składniki nawilżające i przeciwłojotokowe. Bardzo przyjemnie się pieni. Zauważalnie zmniejszył ilość włosów, które migrowały z mej głowy po myciu i w ciągu dnia. Polecam każdemu, kto ma problem z wypadającymi i przetłuszczającymi się włosami.

Pharmaceris H-Purin przeciwko łupieżowi tłustemu
Do tego przyjemniaczka właśnie wróciłam po długiej rozłące i nie żałuję. Odświeża skórę głowy, ściąga łuskę i przy okazji nie plącze włosów ani nie powoduje, że są zbyt lekkie i zmieniają się w piórka. Do tego przyjemnie pachnie, jak las iglasty :)

Znacie któreś z tych produktów? :)

Włosowa aktualizacja: październik

$
0
0
Oto nadszedł październik i za oknami widać już jesień! Liście mienią się różnymi kolorami, spadają z drzew i szeleszczą pod nogami, ale wciąż jest w miarę ciepło i można wyjść na spacer. Włosiska zmianę pogody przyjmują dobrze, większe wrażenie zrobiło na nich włączenie ogrzewania - dawno się tak nie elektryzowały! Na szczęście odżywka b/s daje radę :)

Moja pielęgnacja od lipca nie zmieniła się jakoś drastycznie. Wciąż myję włosy co drugi dzień, regularnie złuszczam łuskę i zabezpieczam końcówki jedwabiem Green Pharmacy. Pożegnałam się za to z dwoma szamponami: neutralnym Natura Siberica oraz Olsson. Za to uzupełniłam swoją kolekcję o maskę do włosów NaturVital. Długo wahałam się między wersją dla wrażliwców (nie ma parabenów, ma w składzie aloes i jałowiec, emolienty i humektanty) i przeciwko wypadaniu włosów (w składzie parabeny, ale także witaminy, oleje, proteiny i wyciąg z żeń-szenia) aż w końcu zdecydowałam się na tą drugą. Szampon o podobnym składzie zadziałał, więc liczę na to, że i maska zadziała. W pielęgnacji stosuję także odżywkę lnianą b/s Farmony, szampon Biotar i niebieski Pharmaceris H-Purin przeciwko łupieżowi tłustemu.

Od kilku tygodni zmagam się ze swędzeniem skóry głowy na kilka godzin po myciu. Mimo stosowania różnych szamponów problem nie chciał ustąpić. Swędzące miejsca smarowałam zarówno Cerkogelem 30 jak i maścią Clotrimazolum i za każdym razem swędzenie ustępowało. Podejrzewałam przesuszenie, skoro po posmarowaniu (w zasadzie czymkolwiek, co by nie zaszkodziło) problem ustępuje. I tu wpadłam na genialny pomysł (genialne pomysły zjawiają się zawsze w nietypowych momentach), wygrzebałam z otchłani biurka próbki szamponów Sylveco i umyłam włosy balsamem do włosów z betuliną. Ten zapach, ten blask, ta gładkość, ta objętość! No i najważniejsze - swędzenie zniknęło. Szampon z owsem i pszenicą też wypróbowałam, był fajny, ale już bez zachwytów. Chyba znalazłam swojego nowego łagodnego ulubieńca :)

Dzisiejsza aktualizacja wygoniła mnie do kąta! Zmieniliśmy akademik i przy okazji zmieniła się też strona, na którą wychodzi nasze okno. Żeby złapać dobre światło musiałam stanąć w kącie, a aparat postawiłam... na lodówce ;)
Włosiska są trochę za słabo nawilżone a trochę za bardzo naelektryzowane. W dodatku rozczesanie ich drewnianym grzebieniem to nie był mądry pomysł. Końcówki wyglądają na zdrowe, rozdwojonych nie znalazłam. Wydaje mi się, że na zdjęciu są ciut zbyt jasne (sugeruję się kolorem mojego łokcia, aż tak blada nie jestem -.-). Sięgają do wcięcia w talii.

Jakiś czas temu kupiłam kapsułki z olejem z kiełków pszenicy. Mój ulubiony olej pieprzowo-łopianowy skończył się i została mi po nim buteleczka z wygodnym dozownikiem. Wystarczy tylko przelać olej z kapsułek do buteleczki i... może zajmę się tym jutro :P

Zaczęły się studia. Dla mnie wiąże się to z papierkologią stosowaną - chcę dostać jeden papierek, który przyda mi się podczas składania wniosków o stypendium, o pokój w hotelu asystenckim i o udział w projekcie. I jeszcze w akademiku. Ale nie - "pani przyjdzie jutro". Na szczęście po kolejnym "pani przyjdzie jutro" pani w dziekanacie dała się obłaskawić i oznajmiła, że jak już mój papierek będzie, to ona mi wyśle maila. Postęp! 
Zamierzam niedługo wybrać się na dermokonsultacje Sylveco - słyszałam wiele dobrych rzeczy na temat pań konsultantek, a przy okazji obadam szampon i żel do twarzy ;)

No, więc tak... Tyle o mnie.
Co tam u Was? :)

Dermokonsultacje Sylveco - czy warto?

$
0
0
Od jakiegoś czasu obserwuję fanpage Sylveco i zastanawiam się nad pójściem na organizowane przez nich dermokonsultacje. Na spotkaniu Ceromaniaczek podpytałam Justynę z bloga Produkt Natury i postanowiłam zaryzykować. Dziś nadszedł ten dzień :)

Jak to wszystko wygląda?
Dermokonsultacje odbywają się w sklepie, w którym można stacjonarnie dostać kosmetyki Sylveco. Z reguły w jakiejś zielarni bądź sklepie ze zdrową żywnością. Na drzwiach sklepu wisi plakat informujący o dniu i godzinach, w jakich będzie można przyjść i się zdermokonsultować ;)
 
Zostałam zaproszona przez panią konsultantkę do stolika, na którym rozstawione były wszystkie dostępne kosmetyki Sylveco - peelingi, kremy, szampony, balsamy i inne. Oraz piękne drewniane pudełko z próbkami - raj ^^

Dermokonsultacje zaczynają się od sprawdzenia stanu nawilżenia skóry. Służy do tego urządzenie wyglądające jak mały długopis, który pani konsultantka przystawiła na chwilę do mojego policzka. Pomiary poprzedza wywiad na temat zachowania skóry i dotychczasowej pielęgnacji. 
I tu zaskoczenie - okazało się, że moja tłusta, trądzikowa skóra z tendencją do ropnych zmian i zaskórników jest skórą niedostatecznie nawilżoną. I że muszę się bardziej przykładać do jej oczyszczania. Szykuje mi się mała rewolucja w pielęgnacji ;)

Następnie pani konsultantka przeszła do omawiania kosmetyków Sylveco - zaczęła od kremów do twarzy, żeli myjących, mleczka arnikowego i peelingów. Wszystko można było wypróbować i powąchać, a co ciekawsze kosmetyki zostały przez panią konsultantkę przelane do małych, uroczych słoiczków i odpowiednio podpisane.

Dowiedziałam się, że do pielęgnacji powinnam włączyć kosmetyki nawilżające i delikatnie radzące sobie z - w zasadzie jego resztką - trądzikiem, np. krem nagietkowo-brzozowy jako krem na noc. Mam okazję przetestować żel do twarzy z tymiankiem - akurat dobry moment, gdyż mój żel do twarzy się kończy. Peeling oczyszczający ze skrzypem to też fajny produkt - peelingujący jest korund, do tego olejek z drzewa herbacianego. Niestety, raczej prędko go nie kupię, bo w szafce stoi buteleczka peelingu z Ziaji.
Jak widać na zdjęciu - zainteresował mnie także krem do stóp. A nuż okaże się lepszy niż moje samorobione smarowidła? :P

Znałam już peelingującą pomadkę Sylveco - wypróbowałam więc pozostałe dwie. A potem jeszcze krem do rąk. A potem jeszcze dwa balsamy do ciała. A potem już wąchałam - żele do mycia ciała i mydło do rąk (genialny zapach!). A potem to ja zaskoczyłam panią konsultantkę, bo (podobno jako pierwsza osoba w jej karierze) wiedziałam o co chodzi z tonizowaniem skóry. Bo Sylveco tonik do twarzy, rzecz jasna, w ofercie posiada. A potem jeszcze dowiedziałam się, że Sylveco ma też żel do higieny intymnej i że lepiej nie dzielić się nim z osobami płci przeciwnej ;)
A potem jeszcze porozmawiałyśmy o szamponach i włosach. Już kilka razy poleciłam balsam do włosów z betuliną i w zasadzie dzisiaj przyszłam po jego pełną wersję. Niestety, w sklepie nie było, więc pani konsultantka szczodrze poczęstowała mnie próbkami. Rozbiłam bank - dostałam wszystkie, które zostały ^^ 
Szampon pszeniczno-owsiany powoduje na moich włosach delikatny puch. Balsam powoduje, że są mięciutkie, gładkie i tak błyszczące, że nawet mój mężczyzna dopytywał, co zrobiłam z włosami. Przy okazji pojawił się temat silikonów w szamponach i sposobu mycia włosów - czy myć dwa razy, czy tylko raz i dlaczego.

W trakcie opisywania kolejnych produktów, pani konsultantka zwracała uwagę na składy kosmetyków - łagodne detergenty w żelach do mycia, naturalne pochodzenie korundu czy nawet to, że wyciąg z mięty w jednym z produktów nie jest na bazie alkoholu i tak szybko nie odparuje. Rozmawiało się nam (prawie) tak samo dobrze, jak na spotkaniu Ceromaniaczek!

Poza próbkami w słoiczkach i saszetkach dostałam jeszcze dwa katalogi i ulotkę z testem do określenia typu swojej cery :)

Z dermokonsultacji wyszłam zadowolona, z reklamówką pełną cudowności, choć, niestety, bez szamponu. Nie wiem, jak długo siedziałam w sklepie, ale wiem, że jeszcze tam wrócę. Choćby po szampon ;)
Początkowo trochę obawiałam się, że nasłucham się regułek, wzniosłych pieśni na temat naturalności kosmetyków i że będzie jakoś tak sztywno i ponuro - nic z tego. Rozmawiało się swobodnie, na wesoło, o wszystkim (studia, akademik, gotowanie, przeprowadzka :D), no ale przede wszystkim o kosmetykach. Wszystkim zainteresowanym i zastanawiającym się - polecam! :)

Potencjalne alergeny - co może uczulić?

$
0
0
Dziś porozmawiamy o alergiach, alergenach i kosmetykach. Nie bez powodu na moim blogu pojawia się ten właśnie temat - przecież ŁZS nie wyklucza wcale pojawienia się na skórze reakcji alergicznej. Nowa sytuacja, jaką jest rozpoczęcie leczenia ŁZS, sprzyja sięgania po nowe nieznane środki. A nowe nieznane środki mogą być źródłem reakcji alergicznych. Reakcja alergiczna tylko pogorszy stan skóry i objawy ŁZS się zaostrzą. Szykuje się nam tutaj małe błędne koło, więc od razu wskażę wyjście: rozpoznanie alergenu, najszybciej jak to możliwe i wykluczenie go z dalszej pielęgnacji. Proste, prawda? :)

Zastanówmy się najpierw, czego używamy, jakie grupy związków wchodzą w skład kosmetyków i które z nich mogą uczulać. Grupy związków obecne w kosmetykach to: detergenty, emolienty (oleje, żywice i woski), filmformery, humektanty, wyciągi roślinne, antyoksydanty, barwniki (pigmenty), kompozycje zapachowe, konserwanty. I mam złą wiadomość: w każdej wymienionej grupie znajdą się potencjalne alergeny.

Uwaga, zaczynamy wycieczkę!

KOMPOZYCJE ZAPACHOWE
To właśnie one najczęściej (ok. 80%) wywołują reakcje alergiczne. Do kompozycji zapachowych zaliczają się jedynie zapachy syntetyczne, więc czasem mimo napisu "nieperfumowane" na opakowaniu kosmetyku, w składzie możemy znaleźć olejki eteryczne, które również wywołują reakcje alergiczne. Niekiedy nawet silniejsze niż w przypadku syntetyków.
Do zapachów syntetycznych zalicza się: alkohol czy aldehyd cynamonowy, alkohol benzoesowy, eugenol, izoeugenol, hydroksycytonellal, geraniol, aldehyd alfa-amylocynamonowy.
Również zapachy naturalne mogą uczulać, szczególnie balsam peruwiański i kumaryna.
Jako zapachy traktuję także olejki eteryczne; potencjalnie alergenne są olejki: miętowy, tymiankowy, cytronellowy, cynamonowy, pimentowy, lebiodkowy, cytrynowy, melisowy, bergamotowy (ten i kolejne wykazują silne działanie fototoksyczne), limetkowy, z pomarańczy gorzkiej, cytrynowy, grejpfrutowy.

KONSERWANTY
Obecne w niemal wszystkich rodzajach kosmetyków, także kolorowych. W samych kosmetykach do oczu, tuszach do rzęs i cieniach do powiek, stwierdzono obecność takich konserwantów jak parabeny, fenylooctan rtęciowy, chlorek benzalkonium oraz Quaternium 15. Szczególnie silnymi alergenami są związki uwalniające formaldehydy - jak wspomniany wyżej Quaternium 15, DMDM Hydantoina, pochodne mocznika jako Diazolidinyl Urea lub Imidazolidinyl Ureaa także hydroksymetyloglicynian sodu, zapisywany jako Glycine, N- (Hydroxymethyl) – Monosodium Salt; Glycine, N- (Hydroxymethyl) -, Sodium Salt; N-(Hydeoxymethyl) Glycine, Sodium Salt. Mniejszym zagrożeniem jest kwas sorbowy i parabeny.

BARWNIKI
Najbardziej znana i najdotkliwiej alergizująca jest parafenylodwuamina (PPD), obecna w kosmetykach służących koloryzacji: farbach do włosów, hennie do brwi lub rzęs. Zresztą nazywana jest właśnie "sztuczną henną". Osoby nadwrażliwe na PPD powinny się wystrzegać również 2,5-toluenodwuaminy, dającej silną reakcję krzyżową z PPD.
Uwaga na kosmetyki o zielonym zabarwieniu, zawierających w składzie zielony wodorotlenek chromu i zielony tlenek chromu. W nielicznych kosmetykach zawierających zielony tlenek chromu stwierdzono dodatkowo obecność sześciowartościowego chromianu, będącego silnym alergenem kontaktowym.
Uważa się, że wszystkie kosmetyki z pigmentem mogą mieć w swoim składzie metale. Na barwniki należy szczególnie uważać, jeśli mamy stwierdzoną nadwrażliwość na nikiel. Co prawda nikiel nie wchodzi w skład produktów, nie jest wyszczególniony w składzie, ale istnieje prawdopodobieństwo zanieczyszczenia kosmetyku związkami tego metalu.

DETERGENTY
Najpowszechniej opisana jest nadwrażliwość na kokamidopropyl betainy, w INCI znanej jako Cocamidopropyl Betaine. Związek występuje powszechnie w kosmetykach myjących - szamponach, żelach do twarzy itd.
Istnieją również publikacje o stwierdzonej nadwrażliwości na inne powszechnie stosowane detergenty - Sodium Laureth Sulfate i Sodium Lauryl Sulfate.

FILTRY PROMIENIOCHRONNE
Do środków o działaniu alergizującym należą również filtry w kosmetykach blokujących wpływ słońca na skórę. Należy zachować ostrożność podczas stosowania estrów kwasu paraaminobenzoesowego (PABA) czy też metoksycynamonianów.

SKŁADNIKI ZŁUSZCZAJĄCE
Łuszczących się powinna zainteresować informacja o potencjalnie alergizujących związkach obecnych w preparatach złuszczających, przeciwłojotokowych i przeciwbakteryjnych. Są to między innymi: rezorcyna (obecna albo już nie w niektórych farbach do włosów), kwas salicylowy (w przypadku nadwrażliwości na salicylany), siarka, fenol. Uwaga również na kwasy hydroksylowe (AHA) i kwasy owocowe. 

PRODUKTY PSZCZELE
Przyczyną wielu reakcji alergicznych mogą być także produkty pszczele: miód, pyłek kwiatowy, propolis, mleczko pszczele.

EMOLIENTY
Alergie i podrażnienia mogą wywoływać dość często stosowane w preparatach kosmetycznych oleje, woski i żywice. Najczęściej uczulają tzw. oleje mineralne: olej wazelinowy, olej parafinowy, wazelina, parafina. Również lanolina, czyli wosk owczy, a także produkt otrzymywany po jej oczyszczeniu - euceryna - może być środkiem uczulającym. Stwierdzono przypadki, w których alergenne działanie wykazywały wosk carnauba, kalafonia oraz szelak.

FILMFORMERY
Uwaga także na lakiery do paznokci - ok. 17% wszystkich odczynów alergicznych spowodowanych jest właśnie przez nie. Czynnikiem uczulającym w tym przypadku są zazwyczaj zawarte w nich substancje filmotwórcze tworzące błonkę na powierzchni paznokcia. Z grupy tej wymienić można: żywice poliestrowe, metaakrylany i nitrocelulozę.

WYCIĄGI ROŚLINNE
Zioła i wyciągi roślinne wykazują właściwości lecznicze, ale równie dobrze mogą być alergenami. Szczególnie należy uważać na te, których olejki eteryczne mogą alergizować, a więc głównie cytrusy, rośliny zawierające mentol oraz wykazujące działanie chłodzące bądź rozgrzewające.

ANTYOKSYDANTY
Potencjalnie alergenne działanie może wykazywać także tokoferol, czyli witamina E.

O czym warto pamiętać?
  • Zawsze wykonujmy testy alergiczne. Nawet znany kosmetyk, który w przyszłości nie zrobił nam krzywdy, może okazać się alergizujący, np. wskutek nieprawidłowego przechowywania.
  • Szukajmy próbek, kosmetyków o mniejszej pojemności. Nie będzie nam szkoda wyrzucić próbki ani małej buteleczki ;)
  • Czytajmy składy. Im mniej składników w kosmetyku, tym łatwiej znaleźć potencjalnego winowajcę i tym mniejsze jest ryzyko, że w ogóle tego winowajcy będziemy musieli szukać (czyt. mniejsze szanse na wystąpienie reakcji alergicznej).

Źródła:

Postępowanie w przypadku niedomycia

$
0
0
Przy bogatej pielęgnacji skóry głowy i/lub włosów, czasem zdarzy się nam niedokładne zmycie wszystkich nałożonych wcześniej produktów. Problem nie dotyczy wyłącznie sfery estetycznej (posklejane, wyglądające na nieświeże włosy), ale również - szczególnie w przypadku nas, łojotokowców - może spowodować pogorszenie się stanu skóry. Pozostające na skórze głowy resztki masek, odżywek czy olejów mogą stać się całkiem niezłą pożywką dla drożdżaków. Poniżej chciałabym Wam przedstawić mój (niemalże) niezawodny sposób na zniwelowanie skutków niedomycia.

Kiedy zacząć reagować?
Proste pytanie, prosta odpowiedź: jak najszybciej. Już podczas mycia można stwierdzić, że coś na włosach pozostało.  Wystarczy przesunąć palcami po mokrym pasemku włosów - jeśli będzie "skrzypieć", oznacza to, że włosy są czyste. A przynajmniej to konkretne pasemko. Niestety, sposób ten czasem się sprawdza, a czasem nie. W przypadku długich włosów może wręcz oszukiwać (to tzw. fałszywie pozytywne wyniki :P) - końcówki będą "skrzypiały", a przy skórze głowy pozostanę niedomyte.

Najłatwiej niedomycie wyłapać podczas suszenia bądź wysychania włosów. Ot, jeśli jedno pasmo wysycha wolniej, włosy się do siebie kleją - już wszystko wiemy. I teraz znowu - im szybciej temu zaradzimy, tym mniej całą sytuację odczuje skóra głowy.

Jak postępować?
Niestety, nie podzielę się z Wami żadnym genialnym innowacyjnym sposobem - włosy trzeba ponownie umyć. Jednak, jeśli jesteś leniwcem jak ja i myjesz włosy wieczorem, pewnie nie masz ani czasu, ani ochoty, żeby cały myjąco-włosowy proceder powtarzać. Podrzucę tutaj kilka sposobów, jak postępować w przypadku niedomycia takich produktów jak: oleje i oliwki oraz maski do włosów.

Niedokładne zmycie masek do włosów/kosmetyków w postaci żelu bądź maści
Z reguły sprawę załatwia sięgnięcie po mocniejszy szampon bądź ponowne umycie włosów tym samym szamponem. Zwykle trzymam wtedy pianę na włosach nieco dłużej, dłużej i dokładniej masuję głowę, a podczas spłukiwania przeczesuję mokre włosy palcami. Zwracam też uwagę na to, żeby z włosów spływała sama woda, bez śladu piany.
Swoją drogą - kto z łuszczących się podejrzewał, że ich problemy skórne to zasługa niedomytego szamponu? :)

Niedokładne zmycie olejów i oliwek
Tutaj najlepszym wyjściem jest sięgnięcie po odżywkę, najlepiej z takim składnikiem jak Cetrimonium Chloride, który ma działanie emulgujące, czyli rozbijające tłuszcz na drobniejsze cząsteczki. Rozbity, zemulgowany tłuszcz jest dużo łatwiej usunąć. Odżywkę najlepiej potrzymać na włosach 10-20 minut. I dokładnie zmyć ;)

Co potem?
Ponieważ jestem leniem i myję włosy dopiero na wieczór, a w dodatku czasem zdarzało mi się iść spać z mokrymi włosami i dopiero rano przekonać się, że niedokładnie umyłam włosy, profilaktycznie przed kolejnym myciem traktuję skórę głowy Cerkogelem 30, a po umyciu smaruję ją jeszcze Clotrimazolum, coby sobie drożdżaki nie harcowały za bardzo. Jeżeli nie jesteście leniami jak ja - mimo wszystko taką formę profilaktyki Wam polecam ;)

Podejrzewam, że większość z Was już to wszystko zna z własnego (bądź nie) doświadczenia. Liczę jednak na to, że w komentarzach podzielicie się swoimi przemyśleniami co do domywania skóry głowy i ewentualnych konsekwencji ;)

Łojotokowa w akademiku | Offtopowo

$
0
0
Mieszkałam w akademiku przez cztery miesiące: trzy miesiące wakacji i pierwszy miesiąc roku akademickiego. Przeżycie to niezapomniane! Nie bez powodu mówi się, że akademik to odmienny stan świadomości - atmosfera, jaka panuje w akademiku jest specyficzna. Akademik można pokochać lub znienawidzić. Są w akademikach rzeczy, obok których nie da się przejść obojętnie i tymi chcę się z Wami podzielić.

Łazienka i prysznic
Łazienki koedukacyjna, prysznic takoż. Prysznice oddzielone są od siebie jedynie murkiem. Żadnych zasłonek, nic. O wiecznym dziewictwie stałych mieszkańców tegoż akademika krążą już ponoć legendy - więc po co im zasłonki pod prysznicem? Jednak w okresie wakacyjnym mieszkają tutaj głównie pary, przynajmniej na naszym piętrze. Dlatego po dwóch tygodniach na portierni zawisło ogłoszenie, że dla pań przeznaczono prysznice na piętrze drugim. W "damskich" prysznicach przeżywam szok - dwie zasłonki! Czort, że prysznice są cztery. Dobre i to!
Po dwóch dniach zasłonki pojawiają się również w prysznicach na naszym piętrze - także całe dwie. Prysznice znowu są koedukacyjne ;)

Kolejna przygoda z prysznicami w roli głównej: powędrowałam sobie w stronę łazienek, owinięta jeno ręcznikiem, a tu niespodzianka - fugowanie, proszę zejść piętro niżej. Nic to, zeszłam. Następnego dnia niespodzianka z toaletą - na naszym piętrze sympatyczna pani sprzątająca właśnie umyła podłogę w łazience i traktuje sedesy czymś w białej buteleczce. Zeszłam niżej, a tam... sympatyczna pani sprzątająca właśnie umyła podłogę w łazience i traktuje sedesy czymś w białej buteleczce. Zeszłam niżej... Nie, nieprawda, wdrapałam się dwa piętra wyżej i skorzystałam. Bałam się, że gdybym zeszła jeszcze niżej wszechświat by się zapętlił :P

W weekend w akademiku nie ma pań sprzątających - a zatem panuje nieład. W weekend są też najlepsze imprezy. Po połączeniu obu tych faktów można dojść do prostego pytania - jak wówczas wyglądają toalety? Ano, nieciekawie. Są cztery kabiny, ale już w piątek wieczorem zastanie jednej z nich w stanie "z zamkniętymi oczami i zatkanym nosem już się tak nie brzydzę" graniczy z cudem. Niedawno weszłam do łazienki równo z inną dziewczyną. Ona do drugiej, ja do trzeciej. Ja się wycofuję, ona też. Potem ona do pierwszej, a ja do czwartej. Słyszę triumfalne zamknięcie drzwi na zamek, więc z ciężkim westchnieniem wycofuję się do trzeciej, klnąc na czym świat stoi spuszczam wodę, jeszcze chwilę czekam, po czym z zamkniętymi oczami ulgą korzystam.

W przypadku publicznych toalet zawsze sprawdzała się zasada, że do pierwszej kabiny się nie wchodzi, bo: a) nie działa zamek, b) nie ma światła, c) nie działa toaleta, d) wszystkie katastrofy naraz. W przypadku naszego akademika, a przynajmniej naszego piętra, w większości przypadków to właśnie pierwsza kabina jest najczystsza. Podejrzewamy, że to pewnie z powodu ciągle zamkniętych drzwi. I dlatego wciąż zamykamy drzwi do pierwszej kabiny, pozostawiając w innych drzwi uchylone ;)

Po wakacjach musieliśmy się przeprowadzić do innego akademika - tam już, niestety, reguła pierwszej czystej kabiny się nie sprawdzała. Pewnie dlatego, że jakiś mądry człowiek wyrwał z niej zamek i napisał na drzwiach poemat. 

Kuchnia
Dwie kuchenki na ponad 20 pokoi, w których mieszkają 2-3 osoby. Zagęszczenie służy integracji, ale nie zawsze. Zauważyliśmy już jakiś czas temu prawidłowość: jeśli do kuchni wchodzi chłopak, rzuca "cześć!" i zaczyna z innymi kucharzącymi gadać. Wychodząc, życzy wszystkim smacznego. Dziewczyny tak nie robią. Najczęściej stoją obok chłopaków i pilnują, żeby dobrze przysmażyli mięso mielone do spaghetti. Innych ludzi nie zauważają. Ja się socjalizuję, "walczę z nieśmiałością", przynajmniej jest od kogo "ognia" pożyczyć ;)

W kuchni często czasem panuje syf bałagan, a to coś się rozleje na kuchenkę, gdzieś komuś coś wyskoczy z patelni, niestety mało kto po sobie sprząta. Ostatnio hitem była zakrwawiona rybia głowa, porzucona na zlewie w kuchni. Cóż, zbliżał się termin płacenia za akademiki... ;)

Już w roku akademickim przydarzyła mi się taka ciekawa rozmowa z chłopakami w kuchni:
- Cześć, jesteś tu nowa?
- No tak, nowa.
- Pierwszy rok?
- Tak, poniekąd.
- Jak to "poniekąd"?
- A, bo to już trzeci stopień.
Zapadła taka krępująca cisza, chłopaki zajęli się swoimi garami i szybciutko ulotnili z kuchni.

Pralnia
W poprzednim akademiku dostęp do pralni był powszechny i łatwy. Tutaj trzeba się zakolejkować u piętrowego. Niby logiczne, bo ludzi sporo, a pralki tylko dwie. Ale pralki szaleją od wczesnych godzin porannych do późnych godzin nocnych, a w kolejkę bardzo trudno jest się wcisnąć. Czasem się zastanawiam, czy mieszkańcy akademika nie noszą przypadkiem trzech koszulek naraz ;)

W pralni najbardziej mnie zaskoczyła druga pralka. Druga pralka otwiera się za pomocą sznureczków. Sznureczki sterczą z ułamanej klamki. Jak pierwszy raz weszłam do pralni, kątem oka odnotowałam obecność wózka z Biedronki. Po kilku tygodniach życia w akademiku uznałam to za normalne wyposażenie pralni i niewiele się pomyliłam. Wózek, a raczej zamontowany przy nim kluczyk, służy do otwarcia tej drugiej pralki. Sama nigdy bym na to nie wpadła...
"Trust me, I'm an engineer" ;)

Panie sprzątające
Oj, mają tutaj ciężko... Najbardziej lubię panią, która pracę rozpoczyna od podłączenia małego radyjka. Druga pani sprzątająca chyba mnie nie lubi, albo podejrzewa jakiś spisek. Zwykle wychodzę z pokoju dokładnie w tym momencie, w którym pani skończy myć podłogę na korytarzu i kieruję się w stronę łazienek/pryszniców, właśnie wtedy, kiedy pani zaczyna tam myć podłogę. Raz postanowiłam przeczekać, to wpakowałam się akurat na drugą turę mycia podłóg i pod świeżo umyte prysznice. Niby mówiłam, że to wcale nie specjalnie, ale sytuacja powtarzała się przez kilka dni...

Ludzie
Ludzie w akademiku to temat rzeka. Podziwiam tych, którzy potrafią wbić się w środek zawzięcie dyskutującej gromadki i dołączyć do dyskusji. Podziwiam też tych, którzy potrafią trzecią noc z kolei imprezować do świtu. Większość jednak została w akademiku z uwagi na praktyki bądź pracę. Ci są na ogół bezproblemowi i potrafią uciszyć imprezujących.
Za to nie potrafię zrozumieć facetów sikających przy otwartych drzwiach, którym tak trudno jest po fakcie spuścić wodę. Albo ludzi, którzy pakują się w brudnych buciorach pod prysznic i potem zostawiają błotniste ślady na korytarzu.

Ostatnio zaskoczyli mnie palacze. Niby na terenie akademika nie wolno palić, na korytarzu i w pokojach są czujki dymu, ale wystarczy otwarte okno i nie ma problemu. Z racji umieszczenia naszego pokoju zaraz przy końcu korytarza, często czuć, kiedy palacze zbierają się na spotkanie. Ale okazało się, że czujki, przynajmniej te na korytarzu, nie działają. Więc skoro teraz jest chłodniej, palacze siadają sobie przy łazienkach, pod samą czujką i tam sobie na spokojnie i wesoło popalają.

Jedyne, co nie spodobało mi się w akademiku, to "inauguracja roku akademickiego", która trwała cały tydzień, a w kulminacyjnym momencie, o trzeciej nad ranem zawyły czujki dymu (pewnie w pokojach), a pod oknami migały światła wozów strażackich. Pomijam już nabzdryngolonych studentów pierwszego roku, którzy nie zapamiętali numeru swojego pokoju ("To było 123? Nie, chyba 122... Ej ty, gdzie ja mieszkam?!") i próbowali wleźć do naszego, szarpali za klamkę albo darli się pod drzwiami.
O tym, co działo się na naszym piętrze może też świadczyć reakcja pani na portierni - "Pani na czwartym?! A, to współczuję. Ja ich czasami tutaj słyszę..." ;)

Inna rzecz - jeśli w akademiku nagle zabraknie Ci cukru, soli, papierosa, zapałek, ładowarki do telefonu, dostępu do Internetu czy miksera, możesz się zapukać do sąsiadów. Nawet jeśli ich nie znasz, jest spora szansa, że Ci pomogą.

Obecnie
Jak już się wnikliwy czytelnik domyślił, jestem na studiach doktoranckich. Jako, że dopiero rozpoczynam studia i przyjechałam z hen-hen daleka, przysługuje mi pokój w Domu Asystenta. I to jest raj!
Okej, musieliśmy odremontować, odmalować i zwieźć swoje meble, ale za to mamy własną łazienkę, a jedynymi piszczącymi na korytarzu istotami są małe dzieci. Kuchnia jest wspólna; klimat w kuchni podobnie jak w akademiku, z jedną różnicą: kiedy wchodzisz do kuchni w akademiku i pociągasz nosem, to znaczy, że komuś coś się przypaliło, kiedy zaś mijasz kuchnię w Asystencie i pociągasz nosem, to znaczy, że ktoś gotował bądź piekł coś dobrego. No i mamy windę, a w windzie można poznać ciekawych ludzi, czasami nawet z psami. Na naszym piętrze mieszka pani z owczarkiem niemieckim, który bardzo się tulił do mojego chłopaka ;)

Wygląda na to, że mam chyba więcej szczęścia jak rozumu :)
Właśnie skończyłam realizować zadanie, nad którym siedziałam prawie dwa tygodnie i zabieram się za nadrabianie zaległości blogowych. Zamierzam też coś sobie kupić w nagrodę i nie omieszkam się pochwalić!

A jak tam u Was, studenci i studentki?
Mieszkał ktoś z Was w akademiku?
Mieliście podobne odczucia?

Co można wyczytać z włosów?

$
0
0
Przeglądając internety, natknęłam się na bardzo ciekawy artykuł o diagnostyce na podstawie analizy włosów. Już wcześniej słyszałam coś-niecoś na temat odkładania się toksycznych związków właśnie we włosach, więc kiedy trafiłam na ten artykuł, postanowiłam się nim z Wami podzielić :)
Przy okazji - przypomniało mi się, że o podobnych badaniach pisała jakiś czas temu BlondHairCare - tutaj o badaniach KLIK, a tutaj o wynikach KLIK.

Zanim jednak zaczniemy analizować swoje włosy - kilka ważnych informacji, które warto znać i wykorzystywać.
"Rozwój włosa dzieli się na trzy fazy: wzrost (anagen), inwolucja (katagen) i spoczynek (telogen). Czas trwania poszczególnych faz jest zależny od rejonu ciała. W obrębie głowy około 90% włosów jest w fazie anagenu, który trwa od 2 do 6 lat, następna faza, katagen, trwa 2-3 tygodnie, a faza telogen (dormancy) kilka miesięcy. Po tym czasie włos wypada. W przybliżeniu 15% włosów głowy jest w fazie uśpienia (dormant hair)."
"Wokół mieszka włosowego znajduje się sieć naczyń włosowatych, najbardziej rozwinięta w jego dolnym odcinku. W fazie anagenu są one bardzo rozwinięte, zaś w katagenie częściowo zanikają. Włos zbudowany jest w 65-95% z białka (głównie keratyna), w 1-9% z tłuszczów, w 0,1-5% z pigmentów (melaniny), pozostałą część stanowią pierwiastki śladowe, polisacharydy i woda. Ważnym składnikiem włosa jest melanina, produkowana przez melanocyty, która w trakcie wzrostu włosa przechodzi z cebulki do łodygi. Są dwa rodzaje melaniny: eumelanina i feomelanina. Kolor włosów jest zależny od zawartości tych składników. Im ciemniejsze włosy, tym więcej zawierają eumelaniny, feomelaniny jest zaś dużo w rudych włosach. Siwe włosy nie zawierają melaniny w ogóle. (...) Włosy czarne mają większe stężenia melaniny niż brązowe, mniejsze wykazują włosy blond, a najmniejsze ilości są obserwowane w siwych włosach. (...) Melanina lepiej wiąże się ze związkami o charakterze zasadowym, gdyż pH melanocytów wynosi od 3 do 5.

Kolejny składnik włosów - keratyna, zbudowana z aminokwasów, wydaje się mieć większe powinowactwo do związków zasadowych np. kokainy, nikotyny i morfiny, a mniejsze do związków o charakterze kwaśnym np. Δ9-tetrahydrokanabinolu (THC) czy kwasu acetylosalicylowego. Tłuszcze, będące składnikiem błony komórkowej włosa, mogą wiązać się niespecyficznie z niektórymi związkami, np. kokainą.

Przyjmuje się, że inkorporacja związków do włosów zachodzi na trzy sposoby: 
  • z krwi (poprzez sieć naczyń włosowatych są wbudowywane w strukturę włosa);
  • z wydzieliny gruczołów łojowych i potowych (przenikają przez strukturę włosa);
  • ze środowiska (przechodzą przez łuskę włosa do wnętrza korzenia).
Nie zawsze można zidentyfikować jaką drogą oznaczana substancja dostała się do wnętrza włosa. Niemożliwa jest także całkowita dekontaminacja [oczyszczenie] włosów z niektórych substancji, jak na przykład z kokainy.

Na proces odkładania się substancji we włosach istotny wpływ mają następujące czynniki:
  • zawartość melaniny we włosach;
  • polarność związku wbudowywanego;
  • charakter kwasowy lub zasadowy związku.
Związki bardziej lipofilne, jak kokaina czy metamfetamina, są lepiej wbudowywane w strukturę włosa niż związki bardziej polarne, jak morfina czy amfetamina. Związki zasadowe lepiej przechodzą do włosów, gdyż macierz włosa jest bardziej kwasowa od krwi (pH~7,4)."
Jak wykorzystywane są włosy w diagnostyce?
Włosy okazały się być cennym materiałem podczas analiz toksykologicznych i sądowych. W wielu publikacjach stwierdzono występowanie związku między zawartością pierwiastków metalicznych we włosach a przebytymi chorobami, nieprawidłowościami metabolicznymi, statusem odżywiania czy skażeniem środowiska.
"Badania włosów mają też zastosowanie w orzecznictwie sądowym, w sprawach rozwodowych i o opiekę nad dzieckiem, w uzasadnionych przypadkach analizuje się włosy małżonków i rodziców w celu wykluczenia nadużywania substancji zakazanych czy alkoholu. Podobne testy wykonuje się przy sprawdzeniu wiarygodności zeznań świadków."
"W literaturze powtarza się teza, że zawartość metali we włosach ma związek z niektórymi chorobami. Zbadano zawartości różnych pierwiastków u osób chorych w porównaniu z podobną grupą osób zdrowych. Stwierdzono niedobór żelaza u pacjentów z chorobą Parkinsona, a na jego zawartość nie miały wpływu ostrość czy czas trwania choroby ani rodzaj podjętej farmakoterapii. Zauważono wielokrotnie wyższy poziom ołowiu, glinu, chromu, molibdenu, wanadu, kadmu, kobaltu i niklu u dzieci z autyzmem, podwyższoną zawartość antymonu u osób z rakiem, większą ilość kadmu a mniejszą żelaza u osób z nadciśnieniem, mniejszą zawartość miedzi u osób opóźnionych psychicznie."
Analizę włosów przeprowadza się także podczas badań antropologicznych bądź ekshumacji zwłok. Wyniki analiz toksykologicznych włosa mogą być również mniej krępującą alternatywą dla badań moczu; są także mniej inwazyjne niż badanie krwi.
Wyniki analiz włosa pod kątem składu pierwiastkowego - jak to było przestawione u BlondHairCare - są wykorzystywane również w celu ułożenia odpowiedniej diety. Jednak na razie takie badania są zbyt ogólne i nieskalibrowane (brakuje odpowiednich norm, w zależności od kondycji włosów i ich koloru - patrz: różna zawartość melaniny i intensywność wiązania się składników). Ale wszystko przed nami :)

Obecność jakich substancji można wykryć poprzez analizę włosa?

Narkotyki:
  • kokaina;
  • amfetamina, metamfetamina;
  • tetrahydrokaniabinole;
  • morfina.
Leki:
  • kortykosteroidy;
  • ketamina;
  • benzodiazepiny np. diazepam, lorazepam, lormetazepam, oxazepam, terazepam;
  • tramadol;
  • metadon, fentanyl, skopolamina, citalopram, fluoksetyn.
Związki endogenne:
  • kortyzol;
  • testosteron, epitestosteron;
  • tyroksyna (T4).
Pierwiastki śladowe:
  • chrom;
  • rtęć;
  • arsen.
Alkohole:
  • etanol.
Dym tytoniowy:
  • nikotyna.
Pestycydy:
  • DDT i jego pochodne.

Więcej ciekawostek w artykule: http://biuletynfarmacji.wum.edu.pl/1308Luczak/Luczak.html

Zimowa pielęgnacja włosów

$
0
0
Wielkimi krokami nadchodzi zima. A zima to czapki, szaliki, mrozy, suche powietrze i grube kurtki. W związku ze zmianą warunków pogodowych i pokojowych, musi nadejść zmiana w pielęgnacji włosów. No i nadeszła :)

Zimą stawiam przede wszystkim na porządek na skórze głowy. Mimo oddychającej, bawełnianej czapki i tak boję się o przegrzewanie i przemarzanie skóry, dlatego stawiam na nawilżanie i otulanie skóry głowy i włosów. Oleje, oliwki, maski proteinowe, humektanty i emolienty zostają moimi zimowymi przyjaciółmi ;)


Przy okazji podzielę się tym, co zajmuje mi większość czasu - remontujemy się. Tłem, które posłużyło mi do zdjęć kosmetyków, jest blat szafki kuchennej i bok drugiej szafy, które to meble wczoraj i przedwczoraj własnoręcznie oklejaliśmy. Całość wygląda świetnie ;)  
 
Skóra głowy jest ostatnio bardzo sucha, łuszczy się i swędzi. Jakiś czas temu zauważyłam również, że włosy podczas rozczesywania ciągną się, są jakby gumowate - mają mało protein. Wiecie, że w Tesco Extra na półkach stoją słoiki z maskami BingoSpa? Niedawno wpakowałam maskęz proteinami kaszmiru i kolagenem do koszyka. Po kilku pierwszych użyciach jestem z niej bardzo zadowolona.
Mam też maskę do włosów wypadających NaturVital. Przeglądając się w lustrze zauważyłam burzę króciutkich babyhair - wygląda więc na to, że maska działa :)
Szkoda tylko, że już się kończy...

Jeśli chodzi o szampony - tutaj też mała zmiana. Dość długo używałam niebieskiego Pharmacerisa przeciwko łupieżowi tłustemu na zmianę z szamponem Emolium. Dzisiaj wróciłam do szamponu Biotar i jestem już po pierwszym od dawna myciu :)
Suszę włosy suszarką. Mam do wyboru jedynie prędkość, więc wybieram niższą - nie grzeje aż tak. Jak do tej pory nie zauważyłam, żeby włosy się elektryzowały, więc jest dobrze :)
Nie zapominam też o końcówkach. Po umyciu włosów, na długość używam lnianej odżywki Farmona Herbal Care oraz serum na końcówki GreenPharmacy.

W aptece kupiłam Salicylol i buteleczkę oleju rycynowego. Będę go mieszać z olejem z kiełków pszenicy i nakładać na długość włosów. Olej rycynowy jest trudny do zmycia, dlatego na ostatnie 30 minut posiedzenia z oliwką będę nakładać na skórę głowy i długość włosów maskę, która zemulguje olej i ułatwi zmywanie. Przetestowałam ten sposób niedawno - działa ;)

Skorzystałam także z Dnia Darmowej Dostawy i zamówiłam dwa opakowania indyjskich ziół, które od dawna mnie ciekawiły - Neem i Kapoor Kahli. Dobrze wspominam swoją przygodę z Tulsi i mam nadzieję, że tym razem też się nie zawiodę :)

Wspominałam o końcówkach. Kto śledzi mojego fejsbuka, pewnie już kojarzy to zdjęcie. Wykonane rano, dzień po podcięciu końcówek i sesji z Salicylolem. Od razu lepiej :)


Tyle u mnie :)
Jak wygląda Wasza zimowa pielęgnacja? Na co stawiacie?

Jak czytam składy kosmetyków i produktów do skóry głowy?

$
0
0
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z włosomaniactwem i ŁZS, kosmetyczna blogosfera przeżywała (i zdaje się - wciąż przeżywa) zalew informacjami dotyczącymi rozszyfrowywania tajemnic INCI, klasyfikowania związków na podstawie ich działania na skórę/włosy albo tolerancji przez skórę/włosy. Jak każda nowość, z początku wyglądało to dla mnie niemal jak alchemia, łacińsko-angielskie nazwy były frustrujące i tak bardzo niezrozumiałe. Do tego wszystkie te kategorie, mniej lub bardziej szczegółowe - potrzeba było czasu, żeby wszystkie te informacje poukładały mi się w głowie w jedną, w miarę spójną całość. A skoro udało mi się ten natłok danych opanować, opowiem Wam, jak zrozumieć tajemnice INCI :)

Czego się spodziewać?
Skoro już przeczytałyśmy w internetach wszystko na temat czytania INCI, wybieramy się do drogerii i łapiemy pierwszy z brzegu kosmetyk. Patrzymy w skład - i co?
Znamy już angielskie i łacińskie nazwy, potrafimy zaklasyfikować składnik do jednej z wielu grup składników kosmetycznych, wiemy, że skoro znajduje się na początku to składu, to jest go w kosmetyku raczej dużo, ale czegoś tu brakuje...

Pewnie wiemy też, że pewne grupy składników są charakterystyczne dla określonych typów kosmetyków. Przykładowo w kremie do rąk nie znajdziemy detergentów a w kremie do stóp - filtrów przeciwsłonecznych. Wynika to przede wszystkim z formuły (krem jest emulsją) albo z zastosowania kosmetyku (krem do stóp nie służy do ochrony przeciwsłonecznej).
 
Na co patrzeć?
Po przeczytaniu miliona poradników na temat czytania INCI, patrzyłam srogim wzorkiem na każdy składnik z osobna i starałam się przyporządkować mu odpowiednią funkcję. Na zasadzie: skoro jest pantenol, to nawilża; jest mocznik, to złuszcza; jest keratyna, więc włosy będą zadowolone; jest olejek eteryczny, więc kosmetyk będzie ładnie pachniał... I jak już dotarłam do końca składu z taką wyliczanką, to okazywało się, że naobiecywałam sobie jeszcze więcej niż napisał producent. A specem od marketingu to ja nigdy nie będę ;)

Warto wziąć pod uwagę wpływ, jaki wywierają na siebie poszczególne składniki. Przykładowo: agresywność mocniejszych detergentów, np. SLeS, może być łagodzona przez składniki nawilżające, np. glicerynę albo pantenol, bądź jeszcze wzmacniana przez surfaktanty niejonowe, np. Laureth-4, Steareth-2.

Obecnie patrzę na skład globalnie - najpierw sprawdzam początek listy INCI w poszukiwaniu bazy kosmetyku. Następnie zerkam na kilka ostatnich pozycji, żeby się upewnić, czy nie ma zbyt dużo zapachów, konserwantów i innych podrażniaczy. Następnie zerkam na środek składu i dopiero na tej podstawie stwierdzam, jak kosmetyk może się sprawdzić w przypadku mojej skóry/włosów.

Stąd bierze się także uniwersalność niektórych kosmetyków - jeśli moje dłonie lubią się z kremem z olejem kokosowym, gliceryną i mocznikiem, i moje włosy również lubią te składniki - nic nie stoi na przeszkodzie, żeby czasem taki krem nałożyć także na włosy. Podobnie z kosmetykami do mycia - twarz lubi delikatne detergenty i nawilżanie, skóra głowy tak samo. W sytuacji awaryjnej mogę umyć włosy żelem do twarzy bądź twarz - szamponem ;)

Dobra i zła chemia
Wiele osób po przeczytaniu artykułów na temat INCI ucieka z jednej skrajności w drugą. "Kosmetyki dostępne w drogeriach to syf, kiła i mogiła - producenci wrzucają tam największe śmieci, a ciemne społeczeństwo to łyka i jeszcze płaci za to kupę kasy. Jestem tak bardzo alternatywny, że nie wejdę więcej do drogerii, bo tam jest sama chemia. Będę kupować w internetach tylko tróEKO kosmetyki w tróBIO sklepach. I tylko certyfikowane, a nie jakiś szajs dla ciemnoty."

A mnie, kiedy tylko słyszę określenie "sama chemia" albo "cała tablica Mendelejewa" w stosunku do czegokolwiek, staje przed oczami ten oto obrazek:

źródło: http://komixxy.pl/uimages/201004/1271421219_by_IDontLikeMondays_500.jpg
Na temat Chemii i Natury pisałam już jakiś czas temu, więc nie będę się powtarzać :) Dla zainteresowanych - KLIK!
Jak zrozumieć INCI?
Do stworzenia tego wpisu zainspirował mnie szampon konopny CutisHelp i jego skład. Oto on:

Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cannabis Sativa Seed Oil, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Carbomer, Sodium Hydroxypropyl Oxidized Starch Succinate, Sulfur, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cyclomethicone, Parfum, Tocopheryl Acetate, Methoxy PEG/PPG-7/3 Aminopropyl Dimethicone, PEG-12 Dimethicone, Caprylyl Glycol, Glyceryl Caprylate, Glycerin, Phenylpropanol, Sodium Salicylate, BHT.

Jeśli by się wczytywać w każdy składnik po kolei, wyjdzie nam niezłe pomieszanie z poplątaniem. No bo jak to? Silny detergent, a zaraz obok niego olej i następny detergent? Emulgatory, polimery, silikony? W szamponie do włosów?!
Ano, w tym szaleństwie jest metoda. Wyobraźcie sobie skórę, który wymaga naprawdę mocnego nawilżenia i złuszczenia. I która w dodatku niesamowicie swędzi. I - jakby tego było mało - przeżywa niesamowity najazd grzyba. Co z tym fantem zrobić?

Olej konopny przeznaczony jest właśnie do skóry problematycznej, działa łagodząco i wnika do głębszych warstw skórnych, niosąc skórze ulgę i dając lekką okluzję. Od okluzji są także silikony, emolienty i polimery. Z kolei drugi ze składników aktywnych, siarka, złuszcza to, co powinno zostać złuszczone i łagodzi przetłuszczanie skóry. Z powodu oleju, w szamponie znalazło się nieco więcej emulgatorów - w końcu po umyciu włosów, mają one być świeże, a nie oleiste. Detergenty i łagodne środki powierzchniowo czynne, poza zmyciem oleju, mają także drugą funkcję - usuwają drożdżakowych najeźdźców.

I uwierzcie mi, ten szampon działa :)
Warto jednak postawić sobie dodatkowe pytanie: czy jest to szampon do częstego stosowania?
Z uwagi na swój bogaty skład, szampon stosowany zbyt często może obciążać włosy i pozostawiać je niedomyte. Dlatego najlepiej szampon ten stosować zamiennie z szamponem o krótszym składzie, może być również ze SLeS, żeby skuteczniej wymyć pozostałości po szamponie konopnym :)

Czy już rozumiecie mój sposób czytania INCI? ;)
A jak Wy podchodzicie do składów zamieszczonych na opakowaniu kosmetyku?

Pojedynek gigantów - porównanie kremów z mocznikiem Isana

$
0
0

Któż nie zna Rossmannowskiej marki Isana? W szerokiej ofercie tejże marki znajdują się dwa kremy do rąk z mocznikiem: Isana Med z 5,5% urea oraz Isana Handcreme Intensiv z 5% urea. Wydawać by się mogło, że prawie niczym się od siebie nie różnią. Wyglądają podobnie, jedynie jeden z nich ma nieco więcej mocznika. Okazuje się jednak, że to "prawie" i "nieco" robią wielką różnicę :)


Oba kremy stoją zazwyczaj na tej samej półce. Różnią się nieznacznie szatą graficzną opakowania i jego materiałem. Tubka kremu Isana Med jest nieco sztywniejsza, dzięki czemu nawet po zużyciu większości produktu, tubka zachowuje swój kształt. Z kolei tubka Isana Handcreme Intensiv jest bardziej miękka i z biegiem czasu odkształca się i spłaszcza.


Kremy różnią się także zapachem i konsystencją. Isana Med ma dość mocny, kwaśny zapach, jest rzadsza niż siostra z mniejszą zawartością mocznika i zdarza się, że po aplikacji kleją mi się ręce. Isana Handcreme Intensiv ma przyjemny, nieco kwiatowy zapach i przyjemnie otula dłonie. Po nasmarowaniu dłoni często przesuwałam palcami po końcówkach włosów, czego nie robiłam po użyciu Isany Med - bałam się, że poskleja moje włosy.

Jeśli chodzi o wydajność - myślę, że tutaj mamy remis :)
Podobnie, jeśli chodzi o działanie. Choć myślę, że Isana 5% sprawdza się lepiej, bo nie zostawia kleistej powłoczki.

Przejdźmy do najważniejszego - tu "prawie" i "nieco", o których wspominałam na początku recenzji zmienia się na "zupełnie" i "bardzo". A mowa o składzie tych dwóch kremów.


Isana Med, INCI: Aqua, Urea, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dicaprylyl Ether, Butyrospermum Parkii Butter, Pentaerythrityl Distearate, Phenoxyethanol, Sodium Lactate, Dimethicone, Panthenol, Sodium Stearoyl Glutamate, Carbomer, Tocopheryl Acetate, Piroctone Olamine, Sodium Hydroxide, Lactic Acid

Isana Handcreme Intensiv, INCI: Aqua, Glycine Soja Oil, Glycerin, Urea, Sodium Lactate, Cetyl Alcohol, Stearate SE, Caprylic/Capric Triglyceride, Butyrospermum Parkii Butter, Cera Alba, Panthenol, Carbomer, Parfum, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Sodium Hydroxide, Xanthan Gum, Linalool, Hexyl Cinnamal, Citronellol. 

Oba kremy zawierają kompozycję humektantów (związków wspomagających skórę w wiązaniu wody) i emolientów (związków otulających skórę ochronną warstewką, zapobiegającą utracie wody). Różnice tkwią w zawartości gliceryny, mocznika, masła shea i panthenolu. Oba kremy zawierają zagęszczający Carbomer oraz stabilizujący pH wodorotlenek sodu (w niewielkich ilościach). Isana Med różni się od zwykłej Isany obecnością łagodnego środka powierzchniowo czynnego i... środka grzybobójczego. Czyżby w chwilach głębokiego kryzysu można było wykorzystać Isanę Med do smarowania skóry głowy? Wyjaśniła się też tajemnica ładniejszego zapachu kremu Isana Handcreme Intensiv - zawiera kilka składników zapachowych. W przeciwieństwie do Isany Med zawiera wosk pszczeli (potencjalny alergen!) oraz olej sojowy i gumę ksantanową. Być może właśnie te składniki decydują o lepszej konsystencji Isany z 5% urea.

Moim zdaniem, Isana Med przeznaczona jest dla wrażliwców, nieznoszących odrobiny dodatków zapachowych. Pozbawiona jest również potencjalnych alergenów jak wosk pszczeli. Dezynfekuje i odświeża skórę dłoni. Niestety, sporo traci przez swój nieciekawy zapach oraz kleistą konsystencję.
Isana Handcreme Intensiv zbiera plusy za zapach i wielofunkcyjność (zabezpieczanie końcówek!).

Po Isanę Med sięgnęłam z ciekawości, ale chyba więcej jej nie kupię :)

Macie swój ulubiony krem do rąk (i włosów ;) )?

Moja pięlęgnacja jest nudna :D

$
0
0
Dzisiejszy post można porównać do zabawy w "Znajdź X różnic" :)
Za chwilę zobaczycie obrazek - "nowości" w mojej pielęgnacji obok kosmetyków, z którymi niestety muszę się pożegnać. Zanim jednak go tu wkleję, winna Wam jestem dwa słowa wyjaśnienia, dlaczegóż to uważam, że moja pielęgnacja jest "nudna". Taka myśl nawiedziła mnie w chwili, kiedy w miejsce dotychczas używanego kremu i zużytej odżywki postawiłam nowe egzemplarze. I co się okazało?


Zamieniłam "stare" kosmetyki na "nowe" produkty dokładnie tych samych marek! Moja pielęgnacja jest nudna, ponieważ zazwyczaj stawiam na sprawdzone rozwiązania, co by nie zaskoczyło mnie żadne podrażnienie albo alergia. I tak zmieniłam lekki krem brzozowy Sylveco na lekki krem rokitnikowy, a lnianą odżywkę Farmona Herbal Care na taką z żeń-szeniem. Przy okazji zmieniłam też szampon ;)
 

Byłam bardzo zadowolona z powyższej trójki.
Lnianą odżywkę Farmony upatrzyłam już dawno, w czeluściach internetu. Niestety, długo nie udało mi się jej znaleźć. Dopiero po przeprowadzce, w wakacje, znalazłam ją w drogerii, niedaleko akademika. Z pracy mam do niej jeszcze bliżej ;)
Odżywka ma przyjemny zapach i lekko lejącą się konsystencję. Zawiera ekstrakt z nasion lnu, hydrolizowane białka pszenicy, hydrolizowaną keratynę oraz lipidy mleczne i kwas mlekowy. Bardzo dobrze wygładza i zmiękcza włosy, do tego eliminuje elektryzowanie się. 
O szamponie Biotar pisałam już wcześniej TUTAJ. Przypomina błotko o zapachu smoły; na szczęście zapach nie utrzymuje się na włosach. Moja dziegciolubna skóra głowy go uwielbia ;)
Lekki krem brzozowy Sylveco zaczęłam doceniać, kiedy wróciłam do traktowania skóry kwasami. Bardzo dobrze łagodzi podrażnienia i całkiem nieźle nawilża; krem przynosi ulgę nawet mocno ściągniętej skórze. Szybko się wchłania, ale zostawia na skórze delikatną warstwę. Dobrze osłania przed mrozem!
Jedyne zastrzeżenie mam do jego zapachu. Podczas aplikacji wyczuwam jakiś, bliżej nieokreślony, ale trochę duszący zapach. Poza tym używam go co drugi dzień - to optymalna częstotliwość; inaczej skóra szybciej się przetłuszcza.

Z moich "nowości" dotychczas użyłam kremu rokitnikowego i już mi się podoba ;) Równie dobrze radzi sobie z moją przesuszoną po kwasach skórą, a przy tym ma o wiele lepszy zapach (choć Moje Kochanie nań narzeka...).
Skład odżywki dobrze rokuje: baza jak w odżywce lnianej, potem ekstrakt z żeń-szenia, trochę protein, kwasy tłuszczowe i kwas mlekowy. Jestem ciekawa, jak moje włosie zareaguje na żeń-szeń :)
Z kolei na szampon Flos-Lek, Elestabion T czaiłam się dość długo. Na początku wakacji obiegłam wszystkie okoliczne apteki, ale nie udało mi się go znaleźć i kupiłam niebieski szampon Pharmaceris (też sprawdzony! - KLIK). Teraz zamówiłam do na stronie aptek DoZ i następnego dnia już mogłam go odebrać. Ma bardzo obiecujący skład, więc poprzeczkę zawiesiłam mu wysoko. I bardzo, bardzo liczę na to, że się sprawdzi :)

Macie jakieś swoje "nowe stare", sprawdzone kosmetyki? ;)

UWAGA!

Osoby zainteresowane szamponami STIEPROX i/lub SEBIPROX proszone o zapoznanie się z poniższym ogłoszeniem. Skontaktowała się ze mną Czytelniczka, która chciałaby się pozbyć prawie nieużywanych szamponów za pół ceny.

"Zarówno STIEPROX jak i SEBIPROX posiadają oryginalne opakowania oraz ulotki w środku.
Zostały użyte 1 raz (tz.dwa mycia tak jak radzi producent).
Co do ceny szamponów to sprzedam je chętnie za połowę ceny:
STIEPROX za 22 zł a SEBIPROX za 14 zł + koszt wysyłki(który nie wiem ile wynosi bo jeszcze nigdy nic nie sprzedawałam:-) ale się dowiem:-))*
Data ważności szamponu STIEPROX 03.2017 a SEBIPROX-u 10.2016"

Zainteresowani proszeni są o kontakt: kasia [kropka] matusiak [małpa] op [kropka] pl. W miejsce kropek i małp proszę powstawiać odpowiednie znaki. Nie chcemy, żeby dobra dusza była nękana przez niepotrzebujących spamerów :)

*to będzie coś około 7-8 zł 

Włosowa aktualizacja: styczeń

$
0
0
Włosowa aktualizacja styczniowa baaardzo spóźniona z kilku powodów. Po pierwsze, miałam problem z powrotem do rzeczywistości po świętach spędzonych w domu rodzinnym. Po drugie, skóra głowy również miała podobny problem - woda w Asystencie jest specyficzna i przez prawie dwa tygodnie po każdym myciu towarzyszyło mi swędzenie, a czasami nawet pieczenie przy dotknięciu skóry głowy. Dodatkowo cierpię na chroniczny brak czasu spowodowany najpewniej moim pracoholizmem i perfekcjonizmem. Jak czegoś nie wiem, nie umiem, będę nad tym siedzieć dopóty, dopóki tego nie ogarnę. No i ogarniam nocami ;)

Spojrzałam na zdjęcie włosia z poprzedniej aktualizacji KLIK i doszłam do wniosku, że w zasadzie za bardzo się nie zmieniły, szczególnie jeśli chodzi o długość. Dopiero potem przypomniałam sobie, że w grudniu podcięłam końcówki, a pani fryzjerka zafundowała mi nieco bardziej rozwarte V - popatrzcie na długość skrajnych pasm KLIK - przyrost jakiś (chyba) jest :) 


Jeśli chodzi o pielęgnację, to od posta o zimowej pielęgnacji niewiele się zmieniło. Szampon Biotar zamieniłam na Flos-Lek Elestabion T, odżywkę lnianą Farmony zastąpiłam odżywką z żeń-szeniem tej samej marki, zaś maskę NaturVital już zużyłam. Wciąż towarzyszą mi: szampon nawilżający Emolium, maska BingoSpa oraz Salicylol. 

Wciąż myję włosy co drugi dzień, ale zauważyłam, że częściej muszę myć grzebień. Nie wiem, czym może to być spowodowane; czyżby moje miasto było bardziej zanieczyszczone? 

Myję na zmianę szamponem Emolium i Elestabion-T. Ten ostatni ma bardzo ciekawy, świeży i słodki zapach, trochę podobny do cytrusów. Następnie odsączam włosy w ręcznik i nakładam na długość odżywkę z żeń-szeniem. Potem sięgam po suszarkę i suszę włosy. Długość i końcówki zabezpieczam niezawodnym jedwabiem z GreenPharmacy.


W weekendy zazwyczaj nakładam na włosy Salicylol na półtorej godziny, a następnie emulguję go maską BingoSpa. Miałam ambitny plan, żeby wreszcie wycisnąć z kapsułek olej z kiełków pszenicy i nałożyć na włosy. Plan zrealizowałam, ale miałam na tyle pecha, że najpierw skaleczyłam się w palec podczas wydobywania kapsułki z blistra, a następnie wylałam prawie 3/4 oleju. Te niedobitki, które odzyskałam, wystarczyły na dwa olejowania: za pierwszym razem na skórę głowy i długość, za drugim tylko na długość. Olej z kiełków pszenicy na moich włosach działa cuda i mam zamiar go kupić w większej butelce. Nie mogę go jedynie nakładać na skórę głowy, ponieważ wygładza tak bardzo, że następnego dnia czułam się o 5 cm niższa :)

Poza problemem z przyzwyczajeniem się do naszej wody, moja skóra głowy nie sprawia większych problemów. Przyzwyczaiłam się do tego, że czasami znajduję mały fragment łuski na skórze albo już we włosach. Dodatkowo od kilku miesięcy mam problemy ze zdrowiem, a co za tym idzie: jem więcej różnych leków i suplementów. Obawiałam się, że włosy tego nie wytrzymają i zaczną wypadać, na szczęście nie jest aż tak źle. Myślę że to zasługa maski NaturVital i najpewniej niedługo przejdę się po nią do Natury.

Niestety, nie udało mi się poeksperymentować z indyjskimi ziołami. Postaram się to nadrobić już wkrótce!

Jak tam Wasze włosy? :)

Łojotokowa Głowa ma już trzy lata!

$
0
0
Dzień dobry!

Ze skruchą muszę przyznać, że zaniedbałam nieco bloga. Jedynie co jakiś czas aktualizowałam fejsbuka. Udało mi się nawet zebrać kilka lajków od odwiedzających! Postaram się powrócić z wpisami na blog, mam już kilka tematów, o których mogę naskrobać kilka słów. Zmieniłam nieco pielęgnację twarzy, skóry głowy i włosów. Po drodze miałam także kilka mniej ciekawych problemów zdrowotnych, z których, mam nadzieję, już się pozbierałam. Studia i praca pochłaniają niemal cały mój wolny czas. I muszę przyznać, że bardzo mnie to cieszy! Czuję, że się rozwijam, a to co robię, sprawia mi ogromną satysfakcję :)

Wracając jednak do głównego tematu tegoż posta - mój blog właśnie dziś kończy trzy lata. Choć tak w zasadzie, pierwsze urodziny bloga będą dopiero za rok! Taki urok spontanicznych decyzji podejmowanych w rok przestępny. Pierwszy post powstał 29 lutego 2012 roku. Od tamtego momentu napisałam 219 postów (z tym 220), a więc... jakieś 73 posty na rok, czyli miesięcznie około sześciu. Niech będzie i tak. I tak widać, że najbardziej "płodny" pod tym względem był pierwszy rok blogowania :)

I wiecie co? Napisałam o tym, że SLeS i SLS jest dobry, ale w umiarze jeszcze zanim cały ten trend z "nie lękajcie się SLeS i SLS" na dobre ruszył w blogosferze - KLIK. Zdarzyło się też jakiś czas temu, że otwarcie przyznałam, że SLeS dla łojotokowców może być dobry. Trzeba tylko wiedzieć, jak go stosować - KLIK.

W ciągu tego roku - wg Google Analytics - odwiedziło mnie ponad 123 tysiące unikalnych użytkowników. I w sumie zyskałam ponad 336 tysięcy wyświetleń, czyli jakieś 28 tysięcy w ciągu miesiąca. Niesamowicie mnie to cieszy :)

Cieszy mnie też, że zaglądacie do (stworzonych w pocie czoła i znoju) zakładek po lewej stronie bloga :)
Tym, którzy nie zaglądają, przypomnę, że możecie tam znaleźć:
oraz posty, w których pisałam co nieco o ŁZS

Co więcej, od początku mojej blogowej działalności największym zainteresowaniem cieszą się posty na temat:

Liczę na to, że kolejne urodziny bloga będę obchodzić bardziej hucznie :)

Na koniec najważniejsze: dziękuję Wam bardzo serdecznie za wszystkie maile i komentarze, za wszystkie wyświetlenia, lajki i obserwowanie. Jest to dla mnie niesamowita motywacja i, prawdopodobnie, bez tego bardzo szybko zrezygnowałabym z blogowania :)

Gdy skóra głowy kaprysi...

$
0
0
Moja skóra głowy generalnie ma się już dużo lepiej, niż na początku powstawania tego bloga. Za to, paradoksalnie, zrobiła się wrażliwsza. Niektóre rzeczy, które wcześniej jej nie ruszały, teraz powodują, że skóra "kaprysi". Skóra głowy nie lubi wyjazdów na dłużej niż dwa dni. Z prostego powodu - tam, gdzie nas nie ma, woda w kranie jest inna. A jak jest inna, to się skórze nie podoba. Z reguły wystarczy jeden sprawdzony sposób, że skóra przestała marudzić. Ale czasem jej humory trwają długo i wtedy mam okazję wypróbować cały wachlarz możliwości, które teraz przedstawię Wam. Może akurat komuś się przyda :)

Jeszcze gwoli ścisłości - moja woda w kranie jest raczej twarda. Co prawda z herbaty nie łypią na mnie oka, ale czajnik trzeba odkamieniać przynajmniej raz w miesiącu. Skóra głowy reaguje na nieswoją wodę przesuszeniem i ściągnięciem, dlatego najprostszym sposobem jest jej nawilżenie.

1. Częstsze mycie szamponem nawilżającym
Najprostszy sposób na nawilżenie skóry, to potraktowanie jej kilka myć z rzędu szamponem nawilżającym. Dobrze w tej roli sprawdza się szampon Emolium. Nawilża skórę i dobrze działa na włosy. Po kolejnym myciu nie mam już zazwyczaj problemu z bolesną skórą głowy czy pieczeniem przy dotykaniu głowy.

2. Peeling cukrowy
Czasem na skórze głowy nagromadzi się zbyt dużo martwego naskórka i skóra zaczyna marudzić. Swędzi, piecze, boli, pali, a w dodatku jeszcze niesamowicie się łuszczy. O ile to nie czas na zmianę szamponu (kiedy należy zmienić szampon? - KLIK), warto przypomnieć sobie, czy nie czas na oczyszczanie skóry. I ją wreszcie oczyścić :)

3. Maska do włosów na skórę głowy
Maski do włosów zawierają czasem takie dobroci jak panthenol, mocznik, kwas mlekowy, gliceryna czy wyciąg z liścia aloesu. Także emolienty takie jak alkohol cetylowy, masła czy oleje. Traktujemy tym włosy, a przecież równie dobrze mogą się sprawdzić na skórze głowy, zapewniając jej nawilżenie i przywracając jej naturalną ochronę (okluzja). Skóra sucha i ściągnięta powinna dobrze zareagować na nawilżającą maskę do włosów. A znam też i takie przypadki, gdzie sprawdzał się też krem o prostym, krótkim składzie :)

4. Oczyszczanie skóry głowy oliwką salicylową bądź żelem z mocznikiem
To samo, co w punkcie drugim, z tym że nieco dokładniej. Oliwkę Salicylol uwielbiam - olej rycynowy oczyszcza skórę głowy, zaś kwas salicylowy dokładnie złuszcza martwy naskórek. Mocznik nie rozpuszcza się w olejach, jednak złuszcza naskórek równie dokładnie co kwas salicylowy. Dla pewności można jeszcze później zafundować skórze głowy peeling. 

5. Stuningowana maska do włosów na skórę głowy
A co jeśli wypróbowałam wszystkie powyższe (punkty 1-4) sposoby i dalej nie ma poprawy? I co, jeśli jestem pewna, że to nie pora na zmianę szamponu? Dodałam ok. 10% (małą łyżeczkę na 5 łyżek) mocznika do maski proteinowej z BingoSpa, nałożyłam głównie na skórę głowy, resztę na długość, schowałam włosy pod czepkiem, zawinęłam głowę ręcznikiem i chodziłam tak chyba ze dwie godziny. Następnie zmyłam wszystko szamponem leczniczym i wysuszyłam włosy. Po kaprysach ani śladu! Jaśnie Pani Skóra zażyczyła sobie maski nawilżająco-złuszczająco-proteinowej i taką dostała :)

A jak Wy radzicie sobie z piekącą, swędzącą i bolącą skórą głowy?
I co wywołuje u Was takie skórne kaprysy?

Dwa słowa o peelingu cukrowym

$
0
0
Ostatnio podczas przeglądania innych blogów, a także nawet w komentarzach pod jedną moją notką, czytałam, że peeling cukrowy nie działa, ponieważ tylko masuje, a cukier się rozpuszcza. Podobno jest to nawet opinia jakiejś pani trycholog. Nie wiem, nie znam człowieka, nie znam się na trychologii. Ale skoro praktykuję peelingi cukrowe, mimo że się nie znam, to kilka słów naskrobię :)

O co chodzi z peelingiem cukrowym?

Zasada każdego peelingu jest prosta. Złuszcza się martwy naskórek, żeby ułatwić docieranie składników odżywczych do skóry. Peelinguje się twarz, ciało - dlaczego by nie spróbować peelingu skóry głowy? Zwłaszcza, jeśli skóra głowy produkuje tego naskórka zbyt dużo. Peeling cukrowy to rodzaj mechanicznego złuszczania naskórka - jak łatwo się domyślić, działanie złuszczające mają kryształki cukru. I te kryształki cukru, w kontakcie z naszą problematyczną skórą głowy, mają "coś zdziałać" i "pomóc". Ale żeby był efekt, trzeba poćwiczyć trochę nad techniką ;)

Dlaczego to nie działa?
Znam dwie szkoły peelingów cukrowych. Pierwsza z nich zakłada, że cukier dodajemy do szamponu, myjemy włosy, a drobinki cukru oczyszczają skórę głowy. I w tym przypadku jestem w stanie uwierzyć, że cukier dodany do szamponu może się rozpuścić podczas mycia. Z drugiej strony - ile się trzeba namachać łyżeczką, żeby cukier w herbacie się rozpuścił? A ile trzeba się namachać rękami, żeby cukier dodany do szamponu się rozpuścił? Nie próbowałam tego nigdy, ale obstawiam, że przynajmniej kilkanaście kryształków "przeżyje" całe mycie.
Ja praktykuję bardziej hardkorową wersję peelingów cukrowych. Zazwyczaj peeling poprzedzam nałożeniem żelu z mocznikiem albo oliwki z kwasem salicylowym, żeby zmiękczyć naskórek. (Złuszczanie dobre, drapanie złe!) Następnie myję włosy, spłukuję, a potem wysypuję trochę cukru na dłoń i wmasowuję w skórę głowy. Spłukuję cukier z włosów i myję głowę ponownie. I widzę efekty.

Myślę, że do wad takiego zabiegu można dodać jedynie początkowe trudności z wmasowaniem cukru w skórę głowy. Że cukier odżywi drożdżaki i będzie kuku? Gdybym coś takiego usłyszała od lekarza, wiałabym gdzie pieprz rośnie. Drożdżaki, które podejrzewane są o rozwój objawów ŁZS to drożdżaki lipofilne, co oznacza, że żywią się tłuszczami. Czyli łojem. Ciekawe, gdzie na skórze głowy znalazłyby sobie takie wspaniałe źródło cukrów?
Popełniłam nawet wpis o drożdżakach - KLIK. Na podstawie TEJ publikacji.

A więc... działa?
Powyżej napisałam, że widzę efekty. Więc - przynajmniej w moim przypadku - peeling cukrowy działa. Szczególnie poprzedzony złuszczaniem martwego naskórka kwasami. Efekty widzę zarówno w zachowaniu skóry po zabiegu, a także na włosach zaraz po umyciu. To chyba druga wada peelingu cukrowego, a w zasadzie peelingów skóry głowy w ogóle, w połączeniu z długimi włosami - drobinki złuszczonego już naskórka pozostają na włosach. Za to skóra głowy przestaje grymasić, zaczyna lepiej reagować na maski i odżywki a nawet czasami na szampony.
 
Jak często stosuję peeling cukrowy i dlaczego jestem 
z niego zadowolona?
Peeling cukrowy stosuję tak często, jak tego wymaga moja skóra. Czasami zauważam, że mimo złuszczania kwasami, na skórze głowy pozostaje łuska i wtedy sięgam jeszcze po cukier. Cukier nigdy mnie nie zawiódł i bardzo często powoduje poprawę relacji mojej skóry głowy z pozostałymi stosowanymi przeze mnie kosmetykami. Poza tym doskonale oczyszcza skórę głowy z martwego naskórka. I tak, jest to dla mnie rodzaj przyjemnego masażu. Czego chcieć więcej? :)

A jak jest z Wami? Stosujecie peelingi cukrowe? Słyszałyście coś na temat ich braku skuteczności? :)

Dlaczego stosuję dwa szampony?

$
0
0
Poprzednia notka miała na celu obalenie pewnego dziwnego mitu, jaki pojawił się w związku z peelingiem cukrowym - KLIK. Tym razem chciałabym Wam zdradzić pewną tajemnicę związaną z moją pielęgnacją. Otóż: stosowanie więcej niż jednego szamponu ma swoje logiczne i zdrowotne wytłumaczenie! Chcecie je poznać? Zapraszam ;)
Ile to jest "więcej niż jeden" szampon?
Dwa. A ostatnio trzy. I nie, nie chcę dobudowywać jakichś niesamowitych teorii do własnego zakupomaniactwa (szamponomaniactwa?); dwa szampony to dokładnie tyle, ile potrzebuje moja głowa. Ważny jest skład tych szamponów, bo to od niego zależy, czy szampon będzie mój, czy też nie. Szczególną uwagę zwracam na skład - KLIK - a w szczególności na detergenty. Łagodny szampon zawiera łagodne detergenty, takie jak glukozydy (np. Coco Gluside) albo betaina kokamidopropylowa (Cocamidopropyl Betaine), z kolei szampon leczniczy zazwyczaj zawiera mocniejsze detergenty jak sole sodowe siarczanów (SLeS, SLS, SCS, SMS) albo sole amonowe siarczanów (ALS). Staram się mieć pod ręką zawsze jeden szampon leczniczy i jeden łagodniejszy.

Po co łagodniejszy szampon?
Po pierwsze dlatego, że moja skóra głowy nie przepada za mocniejszymi detergentami, a jednak czymś ją myć trzeba - KLIK
Po drugie dlatego, że skrycie uważam, że moja skóra głowy jest delikatnym tworem i trzeba się z nią delikatnie obchodzić.
Po trzecie dlatego, że stosowanie często mocniejszych, siarczanowych detergentów powoduje zmycie także zewnętrznej warstwy, stanowiącej naturalną barierę dla skóry. Łagodniejsze szampony pozostawiają ją w spokoju, dzięki czemu skóra głowy nie jest ściągnięta i przesuszona; słabnie także przetłuszczanie się skóry i łupież.
Przykłady:
Allerco
Emolium
Schauma Baby
Sylveco, balsam z betuliną
Sylveco, szampon pszeniczno-owsiany

Po co szampon leczniczy?
To proste - szampon leczniczy mam po to, żeby zaopiekował się chorą skórą głowy. I żeby działał profilaktycznie, chroniąc mnie przed nawrotem objawów ŁZS. Ale szampon leczniczy, zawierający te straszliwe detergenty siarczanowe, ma jeszcze jedną, równie ważną funkcję: podobnie jak peeling cukrowy, szampon leczniczy dokładnie oczyszcza skórę głowy z nadmiaru łoju i resztek kosmetyków. Dlaczego to jest tak ważne?
Ano, większość początkujących włosomaniaczek odrzuca te straszliwe, niszczące włosy SLeSy i ALSy, sięgając jedynie po szampony dla dzieci. A to niestety błędne podejście, dzięki któremu można sobie zrobić niezłą krzywdę. Skoro całe życie używasz tych niesamowicie mocnych detergentów i Twoja skóra głowy nie protestuje, jest zdrowa, dlaczego chcesz zmieniać ten stan rzeczy?! Moja mama powtarza czasem "częste mycie skraca życie" - niestety, nie w tym przypadku. Rzadsze (porządne) mycie może doprowadzić do skrócenia żywota włosów a przy okazji do skrócenia życia posiadaczki takiej skóry głowy, która będzie musiała poświęcić sporo czasu na siedzenie w kolejce do dermatologa, trychologa, łażenie po aptekach, kupowanie niesamowicie drogich szamponów, które niekoniecznie pomagają...
Nie. Nie róbcie sobie tego. Sięgnijcie czasem po mocniejszy szampon. Nawet ten drogeryjny.
Przykłady:
Catzy
Green Pharmacy z dziegciem
Nizoral
Zoxin

Dlaczego nie jeden szampon?
Myślę, że odpowiedź na to pytanie zawarłam już w tekście powyżej, ale powtórzę: dzielę szampony na lecznicze i łagodne ze względu na ich skład i zastosowanie. Oba typy szamponów mają inne zastosowanie i pełnią inną rolę w pielęgnacji mojej skóry głowy. Gdybym ograniczyła ilość szamponów do jednego, miałabym problem albo z przesuszeniem skóry głowy, albo z niedomyciem skóry, łuską i wzmożonym przetłuszczaniem skóry głowy.

Ważne wpisy:

Mam nadzieję, że choć jednej osobie ten wpis pomoże :)

Włosowa aktualizacja: kwiecień

$
0
0
Ho, ho! Oto nadeszła pora na włosową aktualizację kwietniową! Jeśli chcecie porównać, jak włosie wyglądało rok temu - KLIK! - albo i dwa lata temu - KLIK! - macie okazję :)
W okresie od stycznia do kwietnia skórze głowy i włosom zdarzało się grymasić, na skórze głowy pojawia się od czasu do czasu dość zauważalna łuska, na szczęście udało mi się pozbyć swędzenia. Pozbyłam się także dwóch masek do włosów i kupiłam na ich miejsce dwie nowe. Odkryłam też swojego olejowego ulubieńca.

Ale od początku. Przede wszystkim zdecydowałam się na powrót do oliwki Salicylol, która bardzo dobrze radzi sobie z oczyszczaniem mojej skóry głowy. Zapomniałam zupełnie o olejowaniu, o wpływie oleju rycynowego na moją głowę i włosiska i pokornie do niego wróciłam. Ale żeby nie polegać jedynie na oleju rycynowym, w zielarni kupiłam jeszcze jeden olej - z kiełków pszenicy. I okazało się, że znakomicie wygładza moje elektryzujące się włosy. Niestety, nałożony na skórę głowy powodował przyklap, więc nakładam go jedynie na długość włosów.

W międzyczasie zaczęłam marudzić na swoją starą suszarkę. Że dmucha ciepłym powietrzem, że wciąga włosy... Chłopię moje zaproponowało, że ogrzewanie powietrza "wyłączy". I "wyłączył" to grzanie na tyle skutecznie, że w niedzielę wieczorem musiałam wybrać się na spacer do Lidla, gdzie akurat w promocji były suszarki. Ale przynajmniej nic mi teraz gorącem nie dmucha! ;)

Wciąż dzielnie trwam przy szamponie Flos-Leku przeciwko łupieżowi pstremu i tłustemu. Dobrze się pieni, zmywa pojawiającą się łuskę, ładnie pachnie i powoduje oblepienia skóry głowy. Polubiłam się z nim bardzo i pewnie będę do niego wracać. Wygląda jednak na to, że będę musiała zmienić drugi szampon, ponieważ nie spełnia moich wymagań. Muszę się bardzo nakombinować, żeby cokolwiek na głowie umył, bo głównie obciąża. Jest zbyt bogaty, a obciążenie włosów powoduje nagromadzenie się łuski. Jestem na nie.

Jeśli chodzi o maski do włosów, pożegnałam się z maską BingoSpa z proteinami kaszmiru oraz z maską NaturVital przeciwko wypadaniu włosów. O ile o masce BingoSpa mogę powiedzieć jedynie, że ma przyjemną, kremową konsystencję, słodki, delikatny zapach i pozostawia włosy lśniące i nieobciążone, tak masce NaturVital należy się osobna recenzja za to, co zrobiła z moim włosiem.
Na niedawnej promocji w drogerii Natura załapałam się na kolejną maskę NaturVital, tym razem aloesową oraz maskę L'biotiki Biovax Latte. Biovax Latte do tej pory kojarzył mi się z bardzo fajnymi składnikami, ale z tyłu głowy kołatało się ostrzeżenie o linalolu w składzie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w domu, chwilę przed wyjściem do drogerii, odkryłam, że linalolu w składzie brak! Cóż było robić - złapałam dwie maski i pognałam do kasy, żebym się przypadkiem nie rozmyśliła. A Chłopię moje stało przy drzwiach i starało się nie śmiać za głośno ;)

Zdarzył mi się tylko jeden włosowy eksperyment, z którego jestem jednak zadowolona. Mianowicie: wypróbowałam wreszcie Neem na moich włosach! Były bardzo gładkie i zyskały naprawdę sporo objętości. Muszę to powtórzyć jak najszybciej! 

Niesamowicie cieszy mnie pogoda za oknem. Jest już coraz cieplej i coraz jaśniej, można wreszcie zrezygnować z kurtek, szalików i innych takich. Odkryłam, że moje włosy źle zniosły tegoroczną zimę. Mam masę rozdwojonych końcówek na wysokości karku - wiadomo, od szalika. Muszę się wybrać do fryzjera :)

I tradycyjnie już - zdjęcie włosia w kwietniu :)

Co słychać u Waszych włosów w kwietniu?

Przykładowa Niedziela dla Włosów: złuszczanie, olejowanie i maska

$
0
0
Od dawna śledzę wpisy z serii Niedziela dla Włosów na blogu Anwen, a teraz postanowiłam dorzucić coś od siebie. Taki typowy schemat mojej rozbudowanej włosowej pielęgnacji.

Na początek na skórę głowy wacikiem nanoszę oliwkę złuszczającą z kwasem salicylowym i olejem rycynowym Salicylol. Moja skóra głowy wciąż jeszcze ma swoje drobne problemy z łuską i przetłuszczaniem, a Salicylol dobrze sobie z tym radzi. Następnie na włosy na długości nakładam kilka porcji oleju z kiełków pszenicy, po którym są one gładkie i bardzo błyszczące. Włosy zwijam w kok, chowam pod czepkiem na 1,5 godz. a głowę owijam jeszcze ręcznikiem.

Po tym czasie przychodzi czas na maskę. Dziś padło na nietestowaną wcześniej NaturVital z aloesem. Jak już wspominałam, skóra głowy wymaga ukojenia i podejrzewam, że maska aloesowa może się przydać. Maskę nakładam na naolejowane włosy i skórę głowy. W ten sposób nie tylko ułatwiam sobie późniejsze zmycie oleju rycynowego ze skóry głowy, ale także dostarczam skórze głowy kolejną porcję dobroczynnych składników. Ponownie chowam włosy pod czepkiem i ręcznikiem, tym razem na 30 min.

Właśnie minęły dwie godziny. Pora na zmycie oleju i maski. Dzisiaj padło na szampon Flos-Lek przeciwko łupieżowi pstremu i tłustemu. To jeden z moich ulubionych szamponów - dobrze się pieni, świeżo pachnie i zmywa z głowy absolutnie wszystko, nie robiąc jej krzywdy. Standardowo po drugim myciu odsączam włosy w ręcznik i nakładam na nie odżywkę b/s Farmona Herbal Care z żeń-szeniem. Dzisiaj jednak odpuściłam sobie odżywkę, żeby zobaczyć, jaki efekt da sama maska na moich włosach.
Na końcu całego pielęgnacyjnego procesu suszę włosy suszarką z chłodnym nawiewem, rozczesuję włosy i nakładam na długość serum GreenPharmacy.

Jestem bardzo ciekawa, jak skóra głowy zareaguje na nową maskę :)
Póki co, trochę się zawiodłam, bo po zmyciu maski i oleju, skóra głowy gdzieś na czubku zaczęła mnie swędzieć. Na szczęście po drugim umyciu głowy szamponem, swędzenie zniknęło. Ciekawe, co będzie dalej :)

A oto wyniki... Włosie w całej okazałości!
Były niesamowicie miękkie, gładkie i lśniące. Włosy utrzymały świeżość przez dwa pełne dni. Swędzenie nie powróciło, na szczęście! Po umyciu szamponem bez siarczanów i bez wspomagania w postaci odżywki b/s, włosy wciąż są miękkie ale już mniej gładkie.

Już lubię moją aloesową NaturVital :)
A jak się ona sprawdziła u Was?

Gdy swędzi całe ciało... vol.2 | Emolium, emulsja do kąpieli i masła do ciała Isana

$
0
0
Od dłuższego czasu mam problem z uciążliwym swędzeniem całego ciała. Objawia się ono zwłaszcza wtedy, kiedy gdzieś się kładę, długo o coś opieram albo założę coś bardzo przylegającego do skóry (bielizna też powoduje swędzenie). Zauważyłam też, że głównie skóra na piszczelach jest bardzo przesuszona i się łuszczy. Jak sobie z tym radzić? Pisałam o tym już tutaj - KLIK! - a teraz znalazłam kolejnego pomocnika :)

Jakiś czas temu zauważyłam na fejsbuku marki Emolium konkurs, w którym można było wygrać emulsję do kąpieli. I tak się fajnie złożyło, że wygrałam :)

Długo nie wiedziałam, jak wykorzystać emulsję. Tym bardziej, że ciągle powtarzam o swojej niechęci do kosmetyków, które mają w składzie parafinę. A ta emulsja ją ma i nawet tego nie ukrywa. Aż przyszedł dzień, w którym, zmęczona niepozwalającym spać swędzeniem, sięgnęłam po wielką białą butlę i wlałam jedną porcję do wanny. Bez przekonania popluskałam się chwilę, pokręciłam (mam małą wannę i w zasadzie mogę w niej tylko siedzieć; leżenie wymaga uniesienia nóg pionowo w górę :P), a następnie delikatnie odsączyłam ciało z wody, byleby się nie drapać ręcznikiem. I poszłam spać. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie muszę wykręcać sobie rąk ani nóg, żeby znaleźć takie ułożenie kończyn, które nie będzie skutkowało swędzeniem i dość szybko zasnęłam. I tu zaskoczenie - bielizna ani przylegająca bluza nie spowodowały swędzenia. Ba!, nawet skóra na piszczelach zaczęła wyglądać znośnie. Od tej pory co jakiś czas (producent zaleca codziennie) urządzam sobie taką emolientową kąpiel i mam spokój ze swędzeniem. Niestety, "magia" emulsji nie jest wieczna, szczególnie szybko znika z ramion.

A oto jak wygląda skład emulsji:

INCI: Paraffinum liquidum, Isopropyl Palmitate, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-40 Sorbitan Peroleate, C12-13 Pareth-3, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Macadamia Ternifolia Seed Oil, Zea Mays (Corn) Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Phenethyl Alcohol, Caprylyl Glycol, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid.
Na samym początku parafina, następnie szereg emolientów, składnik powierzchniowo czynny i oleje: masło shea, olej makadamia, olej z kukurydzy, olej z avocado, alkohol znajdujący się w olejkach eterycznych, znowu emolient, humektant (polimer łatwo wiążący wodę), witamina E, antyoksydant, witamina C i regulator pH. Nie ma typowych konserwantów, są za to oleje i witaminy, spora porcja emolientów. Jeśli komuś miałoby przeszkadzać coś poza parafiną, to pewnie PEG.

A stosowanie jest banalnie proste: do butli dołączona jest nakrętka. Należy wlać odpowiednią porcję emulsji do wanny: dla dzieci jest to pół nakrętki, dla dorosłych cała nakrętka na pół wanny wody. Trochę się popluskać i wysuszyć, ale bez tarcia skóry ręcznikiem, delikatnie.

W poprzednim tego typu wpisie chwaliłam kakaowe masło do ciała Isany -KLIK-, a teraz, dla równowagi, opowiem o maśle, które się nie sprawdziło. Mowa o tym przyjemniaczku:
Masło do ciała z granatem i figą, również marki Isana
Jako że wersja kakaowa sprawdzała się bardzo dobrze, (więc logiczne jest, że każde inne z tej serii też, prawda?) a zapach granatu i figi wydawał mi się atrakcyjniejszy niż zapach budyniu czekoladowego, postanowiłam kupić to masło. I żałuję.

Masło to jest odrobinę gęstsze niż wersja kakaowa. Jest bardziej tępe, trudno jest je rozprowadzić na skórze. Straszliwie się lepi, do wszystkiego. Nie wchłania się prawie wcale. I, jakby tego było mało, ma paskudny chemiczny zapach. Zupełnie toto nie pasuje do mojego wyobrażenia zapachu figi i granatu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy by nie użyć tego masła do kremowania włosów, ale nie odważyłam się. Bałam się, że sklei mi włosy tak, że nie będę w stanie ich rozczesać.

Skład?
INCI: Aqua, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Ethylhexyl Stearate, Xanthan Gum, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Butylene Glycol, Punica Granatum Fruit Extract, Ficus Carica (Fig) Fruit Extract, Panthenol, Cocos Nucifera Oil, Phenoxyethanol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Sodium Cetearyl Sulfate, Sodium Benzoate, Ethylhexylglycerin, Sodium Hydroxide, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Butylphenyl Methylpropional, Alpha-Isomethyl Ionone.

Masło ma zupełnie inną "bazę" niż jego kakaowy brat. Podkreślone zostały te składniki, których w maśle kakaowym nie było, a w tym są. TUTAJ dla porównania skład masła kakaowego. W przypadku tego masła dużo więcej jest zagęstników i polimerów, mniej jest za to masła shea i oleju kokosowego. Dalej znajdziemy tu emolienty, panthenol i glicerynę, ale ich zawartość także się różni, niestety na niekorzyść. Do kompletu mamy sporą dawkę sztucznych zapachów, które pewnie mają imitować zapach figi i granatu, ale bliżej im do czegoś, co dawno temu skwaśniało.

Może to dziwne, ale spodziewałam się masła o zbliżonym składzie, różniącego się jedynie składnikami aktywnymi. A tu taka niespodzianka. Dostałam nauczkę, żeby zawsze, ale to ZAWSZE, czytać składy zamiast ufać producentom. 

A Wy? Macie swoje sprawdzone sposoby na swędzącą skórę?
Czy może w ogóle Was ten problem nie dotyczy? :)

Odkryła ich tajemnicę! Teraz trycholodzy jej nienawidzą!

$
0
0
Poznaj jej sekret!

Droga do posiadania pięknych zdrowych włosów usiana jest wieloma przeszkodami.


"Miałam 20 lat, kiedy stwierdziłam, że moje włosy są po prostu bardzo zniszczone i zaniedbane. Chciałam jak najszybciej poprawić ich stan! Już po chwili szperania w Internecie wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe. Te wszystkie SLeSy, INCI, ekstrakty i łacińsko-angielskie nazwy mnie przerażały!"
~ABC

Włosomaniaczki, bo tak nazywają siebie kobiety, które uwielbiają dbać o włosy, muszą nauczyć się odczytywać tajemnicze nazwy ingredientów we włosowych specyfikach. Potrafią długo opowiadać o detergentach, emolientach, humektantach, proteinach, silikonach i konserwantach. Znają także ich wpływ na swoje włosy. Niekiedy mówią:

"Nadmiar protein powoduje u mnie puch!"
~DEF

"Potrzebujesz emolientów, żeby Twoje włosy były wygładzone"
~GHI

Ale to nie wszystko!

Na początkujące włosomaniaczki narażone są na szereg niebezpieczeństw, czyhających... w szamponie!

"Kiedy już nauczyłam się, jak moje włosy reagują na poszczególne składniki, udało mi się ustalić odpowiednią pielęgnację, po której włosy wyglądały jak z reklamy, pojawił się kolejny problem. Skóra głowy! Włosy zaczęły bardzo szybko tracić świeżość, a skóra głowy była pokryta krostkami. Do tego to okropne swędzenie! Zauważyłam też, że coraz więcej włosów wypada mi podczas czesania..."
~JKL

"Zrezygnowałam zupełnie z tych okropnych, mocnych szamponów! Na co to komu? Od kilku miesięcy używam tylko szamponów przeznaczonych dla dzieci. Moje włosy wyglądają super! Tylko ostatnio jakby trochę swędzi mnie głowa i lecą włosy, ale to pewnie stres!" 
~MNO

"Koleżanka powiedziała mi, że wybiera się do trychologa, to taki specjalista od włosów. Mówiła, że strasznie wypadają jej włosy, ma mocny łupież i łojotok."
~PRS

Łojotokowa Głowa, bloggerka zmagająca się z objawami łojotokowego zapalenia skóry głowy, opowiada nam:

"Serce mi pęka, ilekroć widzę początkujące włosomaniaczki, które z dnia na dzień zmieniają radykalnie swoją pielęgnację. Z jednej strony bardzo im kibicuję i życzę wszystkiego, co najlepsze; z drugiej strony... znam kilka przypadków, kiedy takie zmiany skończyły się źle"

Niekiedy chęć doprowadzenia swoich włosów do ideału powoduje pewne problemy. Początkujące włosomaniaczki, które nie znają jeszcze dokładnie potrzeb swojej skóry, rezygnują ze stosowania składników, z którymi ich skóra miała kontakt "od zawsze", w tym silniejszych detergentów. Nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą doprowadzić do tragedii. Skóra, która była traktowana silniejszymi detergentami może bardzo źle zareagować na ich odstawienie.

Łojotokowa Głowa apeluje:

"Piszą do mnie dziewczyny, które zrezygnowały zupełnie z szamponów oczyszczających. Stosują łagodne szampony, które nie zawsze usuwają w pełni zanieczyszczenia i resztki kosmetyków. Ich skóra głowy powoli się dusi i reaguje na to wzmożonym przetłuszczaniem i wypadaniem włosów. Łupież i stany zapalne to konsekwencja takiej pielęgnacji!"

Co więc robić, by nie mieć takich problemów?

Trycholodzy są zgodni - należy oczyszczać skórę głowy. Długie lata badań i doświadczeń przyniosły wreszcie efekty. Oto jedyny w swoim rodzaju i najskuteczniejszy tonik do przetłuszczającej się skóry głowy. Na bazie alkoholu i olejków eterycznych. Jest wart swojej ceny! Miliony zadowolonych klientek może to potwierdzić!

Co na to Łojotokowa Głowa?

"Regularnie oczyszczam skórę głowy. Stosuję oliwki z kwasem salicylowym lub żel z mocznikiem. Stosuję także peeling za pomocą kryształków cukru. Ostatnio jednak na wszystkie te zabiegi brakuje mi czasu. Sięgnęłam więc po inne, sprawdzone rozwiązanie - mój ulubiony olejek eteryczny. I wiecie co? Trycholodzy mają rację! Olejek eteryczny, ale bez alkoholowej bazy, jest bardzo skutecznym środkiem na oczyszczenie skóry głowy! W dodatku przedłuża świeżość włosów o cały dzień!"

I Ty możesz wypróbować sposób Łojotokowej Głowy!  Wystarczy rzut oka TUTAJ, TUTAJ i TU, byś mogła zyskać spokojną głowę!
Viewing all 48 articles
Browse latest View live